Na straży amerykańskiego prawa

Strzelaniny, napady z bronią w ręku, porachunki gangów – większość z nas zna takie sceny tylko z amerykańskich filmów. Pochodzący ze Starogardu Gdańskiego Krzysztof Wrzesiński regularnie widzi je na...

Strzelaniny, napady z bronią w ręku, porachunki gangów – większość z nas zna takie sceny tylko z amerykańskich filmów. Pochodzący ze Starogardu Gdańskiego Krzysztof Wrzesiński regularnie widzi je na własne oczy. Co więcej, bierze w nich udział. Mieszka w jednym z najbardziej niebezpiecznych miast Stanów Zjednoczonych, Filadelfii, gdzie pracuje jako policjant.

 

W 2005 r. Krzysztof Wrzesiński wyjechał do USA na wymianę studencką. Był wtedy po pierwszym roku prawa na Uniwersytecie Warszawskim. – Kiedy tylko znalazłem się w Stanach Zjednoczonych, od razu pokochałem ten kraj. Przedłużyłem wizę i rozpocząłem tam edukację. Jej pierwszym etapem była tak zwana „obrona” polskiej matury, więc przez około rok jeździłem z Filadelfii do New York College, żeby przygotować się na egzamin. Kiedy go zdałem, zacząłem dwuletnie studia na kierunku zarządzanie w Instytucie Lincolna. Po ich ukończeniu zrobiłem sobie przerwę w studiowaniu. Później zrobiłem czteroletnie studia na kierunku business administration na obecnym Thomas Jefferson University – o swoich pierwszych latach w USA opowiada Krzysztof Wrzesiński, syn Wiesława Wrzesińskiego – prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej „Kociewie”.

 

Mieszkając w Stanach Zjednoczonych, bohater artykułu skoncentrował się na biznesie. Prowadził firmę, która zajmowała się wyrobem ekologicznych blatów kuchennych. Jego podejście do życia zmieniło się diametralnie po katastrofie samolotu, którym leciał. Zrozumiał wtedy, że najwyższą wartością nie są pieniądze, ale ludzkie życie. Postanowił zająć się czymś, co umożliwi mu pomaganie drugiemu człowiekowi. Od dziecka marzył, by zostać policjantem. Wreszcie dojrzał, by to marzenie spełnić.

 

– Szczerze mówiąc, nie byłem pewien, czy mam w ogóle jakieś szanse, żeby dostać się do amerykańskiej policji. Wiedziałem, że proces rekrutacyjny ma niezwykle rygorystyczny charakter. Poza tym jest wielu chętnych do tej pracy, bo w Stanach Zjednoczonych jest ona dobrze płatna – mówi Krzysztof. Mimo obaw, spróbował. Udało się. Po przejściu rocznego okresu rekrutacyjnego składającego się z licznych testów wytrzymałości psychicznej i fizycznej, został amerykańskim policjantem.

 

– Postawiłem na policję przede wszystkim dlatego, że jako funkcjonariusz naprawdę mogę pomagać ludziom i to w różnorodnych sytuacjach. Czasem jest to kwestia codziennych problemów imigrantów, a niekiedy odnajdywania ludzi zaginionych, czy też interwencja przy strzelaninach lub rabunkach. A tak na marginesie bardzo podobają mi się mundury, które nosimy – śmieje się policjant.

 

Praca Krzysztofa Wrzesińskiego niesie za sobą ogromne ryzyko. Przede wszystkim ze względu na to, że w Stanach Zjednoczonych każdy ma prawo do posiadania broni. – Wiele razy, kiedy zatrzymywałem przestępców, jedną broń mieli schowaną przy kostce, a drugą przy pasku albo w samochodzie. To jest ich taktyka. Myślą, że jak policjant znajdzie jedną broń, to odpuści, a w 90% przypadków, jeżeli znajdziemy jedną to jest też druga – powiedział. – W Filadelfii mamy około pięciu strzelanin w trakcie jednej nocy. W 2016 roku odnotowano 229 zabójstw z użyciem broni palnej oraz 48 zabójstw z użyciem noża bądź innych ostrych narzędzi. Filadelfia jest aktualnie na 12. miejscu pod względem najniebezpieczniejszych miast w USA. – dodał.

 

Krzysztof pracuje w Wydziale Taktyczno-Operacyjnym, który zajmuje się wyłącznie sprawami wysokiego ryzyka takimi, jak: napady, rabunki, strzelaniny, gwałty, przemyt narkotyków na dużą skalę. Dodatkowo, ryzyko podnosi fakt, że jest to praca w nocy. Bohater artykułu podkreśla, że w zawodzie, jaki wykonuje trzeba być przede bardzo silnym psychicznie. – W tej pracy nie ma miejsca na wrażliwość. Zresztą traci się ją wraz z upływem czasu. Wszystko odbija się trochę w życiu prywatnym, dlatego że emocje są bardzo wygaszone. Średnio widzę kilka zabójstw w tygodniu. To są różne przypadki. Kiedyś na przykład czteroletnia dziewczynka bawiła się lalkami w swoim pokoju, na zewnątrz była strzelanina i przez okno wpadła kula, która trafiła ją w głowę. Widzimy to, a nie możemy reagować zbyt emocjonalnie. Musimy zachować „zimną krew”. Jesteśmy do tego przygotowani, bo przechodzimy solidny dziewięciomiesięczny trening. Pierwszego dnia z Akademii Policyjnej zrezygnowało około 10% aplikujących. Instruktorzy upewniają się, że dana osoba może psychicznie wytrzymać napięcie tej pracy. Przez te dziewięć miesięcy trenują kandydatów nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Codziennie jest inspekcja. Od głowy do butów. Może się wydawać, że jest się perfekcyjnie przygotowanym, a mały paproch lub włos znaleziony na mundurze sprawia, że trzeba odbyć karę. Dajmy na to, robić pompki. Z tym, że nie robi ich ten kandydat na policjanta, który zawinił, ale jego towarzysze. W ten sposób uczymy się współodpowiedzialności. Zawsze powtarzano nam też jak ważna jest dobra prezencja i nienaganny wygląd. Odznaka i buty muszą błyszczeć, koszula musi być idealnie odprasowana, a czapka nałożona prosto. Z czasem sam wielokrotnie przekonałem się, że jeśli policjant odpowiednio się prezentuje, automatycznie budzi większy szacunek – mówi Krzysztof Wrzesiński.

 

Odpowiednie przygotowanie do służby jest niezwykle istotne. Policjanci często ryzykują własnym zdrowiem, a nawet życiem. – Trzy tygodnie temu usłyszałem strzały, po czym zobaczyłem dwóch uciekających ludzi. Drugi z policyjnych radiowozów przez radio podał informację, że widział dwóch mężczyzn, którzy przeskoczyli przez płot i są za nim. Ja słyszałem około dziesięciu strzałów i wiedziałem, że na pewno mamy dwóch napastników. Zacząłem przeskakiwać przez płoty i biec do miejsca zdarzenia od strony północnej, kiedy drugi oficer był od strony południowej. Dwóch napastników leżało na ziemi. Jeden z nich podniósł ręce do góry, ale drugi miał swoje pod brzuchem. Zanim dobiegł drugi policjant, miałem przestępcę na muszce może przez dziesięć sekund. Wiedziałem, że być może będę musiał oddać strzał. Te sekundy dłużyły się niemiłosiernie. Przeczuwałem, że przestępca pod brzuchem ma broń. Jak się później okazało, tak właśnie było. Na szczęście drugi oficer zdążył przybiec i go obezwładnić. Później dowiedziałem się, że ten człowiek to były członek armii, który obecnie działa w gangu. Pojechałem do szpitala. Chciałem, żeby wyjaśnił mi dlaczego nie wyciągnął tych rąk spod brzucha, a on powiedział, że miał nadzieję, że go zastrzelę – opowiada Krzysztof.

 

Na długo w pamięci policjanta pozostanie na pewno noc, podczas której uratował życie postrzelonemu w porachunkach gangów szesnastolatkowi. Chłopak został ranny w nogę, bardzo mocno krwawił. Krzysztof założył mu opaskę uciskową i odwiózł radiowozem do szpitala. Wspólnie z innym policjantem tej nocy mieli do dyspozycji tylko jeden samochód. Podjęli decyzję, że nie będą ścigać uciekających sprawców, ale uratują młodego człowieka. Za taką postawę Krzysztof Wrzesiński otrzymał jedną z najważniejszych i najbardziej cenionych nagród dla policjantów – odznaczenie za uratowanie życia. Bohater tekstu często widzi ludzką śmierć. Kilka razy ofiary przestępstw zmarły na jego rękach.

 

Z tak traumatycznymi przeżyciami można poradzić sobie tylko mając wsparcie najbliższych. Krzysztof może na takie liczyć. Chociaż jego żona bardzo się o niego boi, to zawsze dopinguje. Nie była zadowolona, że mąż wybrał akurat taką ścieżkę kariery. Wiedziała jednak, jak bardzo mu na tym zależy i od początku była dla niego oparciem. Żona Krzysztofa jest Polką. W Stanach Zjednoczonych mieszka jednak znacznie dłużej niż on. Wyjechała tam jako bardzo młoda osoba. Poznali się dzięki wspólnym znajomym podczas imprezy andrzejkowej. – Przez jakiś czas byliśmy dobrymi znajomymi, spotykaliśmy się. Zależało mi na niej, ale nie byłem pewien, czy ona czuje to samo. W końcu okazało się, że tak i zostaliśmy małżeństwem – zwierza się policjant.

 

Korzystając z okazji, musieliśmy zapytać naszego bohatera o stereotypy dotyczące amerykańskich policjantów. Często przecież w hollywoodzkich filmach widzimy sceny, które przedstawiają funkcjonariuszy z mniejszą lub większą nadwagą jedzących pączki i pijących kawę. Krzysztof wcale nie zarzekał się, że tak nie jest. Przyznał, że takie sytuacje się zdarzają, nie są jednak nagminne i nie wynikają z lenistwa. Policjanci lubią po prostu pączki i kawę, bo taka przekąska najszybciej dodaje energii, której poziom podczas trudnej nocnej służby mocno spada.

 

Aktualnie Krzysztof Wrzesiński jest w trakcie pisania książki o tym, jak to jest być imigrantem w policji. Opowiada w niej o swoich przeżyciach. To będzie krótka, oparta na faktach opowieść. Zostanie wydana pod koniec przyszłego roku w języku angielskim. Na pewno doczeka się polskiego tłumaczenia. Bez wątpienia będzie to ciekawa historia ciekawego człowieka. Czekamy z niecierpliwością.

 

 

Kategorie
Wiadomości
Komentarze

Dodaj komentarz

*

*

POWIĄZANY

  • Grali dla mistrza

    Jak co roku w przed ostatni weekend sierpnia pasjonaci tenisa zjechali się do Starogardu Gdańskiego, aby wziąć udział w XXVIII Międzynarodowym Turnieju Tenisa Stołowego im. Andrzeja Grubby. Blisko 70...
  • Przejęli ponad 3 kilogramy narkotyków

    Kryminalni ze Starogardu Gdańskiego realizując czynności w sprawie narkotykowej, zabezpieczyli ponad 3 kilogramy środków odurzających. Funkcjonariusze zatrzymali również 38-letniego mieszkańca Kociewia, do którego należały zabronione w Polsce środki. Podjęta...
  • Najlepsze maturzystki

    Martyna Buda, Maria Jankowska i Paulina Kowalska to najlepsze tegoroczne maturzystki w Starogardzie Gdańskim. W dowód uznania za rewelacyjne wyniki egzaminu dojrzałości Rada Miasta przyznała im nagrody pieniężne. Maturzystki...
  • Powstanie pisany pomnik starogardzkiego futbolu

    Historia starogardzkiej piłki nożnej jest bardzo bogata, obfitująca w szereg sukcesów. Największa postacią jest niewątpliwie Kazimierz Deyna, jednak w historii tej dyscypliny sportu ważne role odgrywali także inni piłkarze,...