Wzloty i upadki były zawsze

Rozmowa z Piotrem Wiśniewskim, piłkarzem Lechii Gdańsk, wychowankiem Wierzycy Starogard. Jesteś doskonałym przykładem na to, że można być z miasta takiego jak Starogard Gdański i zrobić karierę. Biorąc pod...

Rozmowa z Piotrem Wiśniewskim, piłkarzem Lechii Gdańsk, wychowankiem Wierzycy Starogard.

Jesteś doskonałym przykładem na to, że można być z miasta takiego jak Starogard Gdański i zrobić karierę. Biorąc pod uwagę dorobek piłkarski zawodników pochodzących ze stolicy Kociewia można sądzić, że nie jest o to łatwo. Chyba dużo okoliczności musi sprzyjać, aby się udało?
No właśnie. U mnie wszystko zaczęło się tak, że jako młody piłkarz chodziłem do pracy. Nie było łatwo. Wstawałem o 5:00 rano, wracałem o 14:00. Trzeba było się wykąpać i później jeszcze iść na trening. Na treningu już nie miałem siły na nic. Z czasem zrozumiałem, że lepiej grać w piłkę i dostawać za to pieniądze. Dostałem wtedy propozycję od Tomasza Kafarskiego z Kaszubii. Zrozumiałem, że chyba jednak warto sobie wypocząć, zjeść dobre śniadanie i pojechać na trening do Kościerzyny. To był początek. Zrozumiałem wówczas, że chciałbym być piłkarzem.

Od zawsze byłeś uważany za bardzo utalentowanego zawodnika. Kiedy przechodziłeś z nieistniejącej już Wierzycy do Kaszubii, która była wówczas III-ligowym zespołem, miałeś jeszcze nadzieję, że Twoja kariera nabierze rozpędu?
Wtedy nie. Nie przypuszczałem, że mogę zagrać w ekstraklasie. Nawet nie było to moim marzeniem. W tamtej sytuacji marzeniem była dla mnie III liga, bo jednak w Starogardzie to było coś wielkiego. Wierzyca w tamtych czasach była chwilę w III lidze i spadła.

Jak na zawodnika, który obijał się o reprezentację Polski w kadrach młodzieżowych, nie stawiałeś sobie poprzeczki zbyt wysoko.
Byłem wtedy młodym chłopakiem. Miałem 18 lat. To nie było tak jak teraz, że do Lechii sprowadza się zawodników, którzy od razu mają plany grać w ekstraklasie. Akurat wtedy w Trójmieście nie było drużyn, które by aspirowały do ekstraklasy. No może Arka Gdynia, która, jakby nie patrzeć, nie jest w naszym regionie ulubionym klubem więc o niej w ogóle nie myślałem.

Kiedyś piłkarze wychowywali się na podwórkach. Jak było w Twoim przypadku? Bardziej wychowało Cię boisko osiedlowe czy piłkarskie?
Myślę, że boisko osiedlowe. Zdecydowanie. Kiedyś jak były dni wolne od szkoły, czy wakacje, to wychodziło się o 8:00, 9:00 rano i z kolegami się grało. Bramkami były ławki. Jak starsi nie grali, szło się na boisko szkolne. Jak już było ciemno, czyli około 21:30 mama wołała, że mam przyjść do domu. Zawsze reagowałem na to tak samo: „Jeszcze chwilę, jeszcze chwilę”. W ciągu dnia była tylko przerwa na obiad. Cały czas grałem w piłkę.

W Gdańsku masz kontakt z młodymi piłkarzami. Współczesna młodzież jest trochę inna.
Teraz wszystko inaczej się układa. Czasy się zmieniły. Wszyscy siedzą przed komputerami. Kiedyś jedyną rozrywką, która wychodziła dzieciakom na zdrowie, był sport. Można było pobiegać. Niestety dzisiejsze odżywianie też źle wpływa na kondycję młodzieży. Kiedyś nikt nawet nie myślał o fast foodach.

Co, podczas grania na boisku, sprawiało Ci największą radość? Strzelanie bramek, czy dogrywanie również? Zawsze miałeś zdolności snajperskie i tych bramek strzelałeś dużo. Kiedyś, w seniorskiej piłce przecież udało Ci się zdobyć 5 goli. To na pewno daje dużo satysfakcji.
5 bramek było w Gniewinie. W Człuchowie były 4 bramki, o ile dobrze pamiętam. Myślę, że dla mnie ważniejsze było to, żeby moja drużyna wygrała i żebym ja był tą wiodącą postacią, abym dobrze prezentował się na boisku i żeby wszyscy byli zadowoleni, niż powiedzmy strzelić dwie bramki, a przegrać 4:2.

Wiśnia nadal jest bardzo popularny wśród kibiców Lechii nie mówiąc już o tych starogardzkich. W pewnym sensie jesteś teraz ikoną gdańskiego klubu. Nie ma zbyt wielu zawodników, którzy są z nim tak mocno związani. Czujesz sympatię
ze strony kibiców?

Da się to odczuć. Jakby nie było, prawie 12 lat jestem w drużynie. Nie ma nikogo z takim dorobkiem. Może Mateusz Bąk z przerwami, bo nie było go chyba 3,5 roku. Jestem w tych czasach pewnym ewenementem, bo teraz zawodnicy często się zmieniają. Każdy, kto śledzi poczynania naszej Lechii, to wie, że przewija się wielu zawodników. Odchodzą, przychodzą. Kibice ich nie zapamiętają. A myślę, że moje nazwisko będą pamiętali za 10 lat, bo przez wiele sezonów widzieli mnie na boisku.

Kibice mocno o Ciebie walczyli, kiedy miałeś być przesunięty do drużyny rezerw, co było najlepszym dowodem sympatii. To były dla Ciebie trudne chwile?
Walczyli też o Mateusza Bąka. Myślę, że takie chwile mogą się pojawić w życiu każdego sportowca i trzeba się z tym umieć pogodzić. W jeden weekend jesteś na boisku najlepszy, wszyscy Cię chwalą, a za tydzień może być odwrotnie. Nie strzelisz bramki, stracisz piłkę, strzelą przeciwnicy, przegracie mecz i wszyscy mają pretensje. Wzloty i upadki były zawsze. Młodzi chłopcy, którzy chcą grać w piłkę powinni o tym wiedzieć.

Piłkarz z takim dorobkiem musiał nauczyć się sobie z tym radzić.
Kiedyś było ciężko. Jeśli jakiś mecz był słaby, bardzo mocno przeżywałem krytykę i brałem ją do siebie, chyba nawet za bardzo. Teraz czasem też mi się zdarza jakiś słabszy mecz i nadal bardzo przeżywam takie sytuacje, bo jednak spędziłem w tej drużynie dużo czasu i Lechia bardzo wiele dla mnie znaczy. Zawsze się tym przejmuję i będę przejmował.

Obecna Lechia jest w dalszym ciągu biało-zielona? W swoich szeregach ma przecież wielu napływowych piłkarzy z innych klubów i obcokrajowców.
Kiedyś było inaczej, bo było dużo piłkarzy z regionu, z Trójmiasta, czy ze Starogardu, Tczewa, innych miejscowości. Teraz władze mają taką, a nie inną myśl. Wierzę, że chcą dobrze i że dzięki temu Lechia w końcu będzie grała na miarę swoich możliwości.

Jakim trenerem jest Piotr Nowak?
Myślę, że jest bardzo dobrym szkoleniowcem. Jest pozytywnie nastawiony do życia. Nie krytykuje nas jak ktoś zawali, co robił poprzednik. Nie mówi nic złego w prasie. Potrafi się przyznać do błędu. Umie nas oczywiście ostro skrytykować, ale robi to „w cztery oczy”. Nie mówi o naszych słabościach osobom trzecim. Wszystkim daje możliwość pokazania się na boisku. Każdy gra. Nawet niech to będzie minuta, ale to jest fajne.

A kiedy Ty teraz zagrasz?
To już jest decyzja trenera. Ja na razie wchodzę w treningi z drużyną. Myślę, że kontuzję mam za sobą. Miałem kiedyś naderwanie przywodziciela, które nie było zaleczone i kiedy podjąłem trening uraz się odnowił. Za szybko wszedłem w trening, bo poprzedni trener zbytnio nie lubił zawodników kontuzjowanych. Niestety uraz się odnowił i zrobiła się z tego przewlekła kontuzja. To było dla mnie niemiłe doświadczenie. Niby nie jest to nic strasznego, ale minęło dużo czasu zanim udało mi się wyleczyć.

Patrząc na Twój dorobek, zastanawiam się czy swoją przyszłość też będziesz wiązał z piłką nożną.
Powiem szczerze, że zastanawiam się nad tym, co będzie, ale to nie jest na takiej zasadzie, że muszę mieć już teraz gotowy plan na to, co chcę robić. Po prostu wiem, że jeszcze chcę grać w piłkę. Jeżeli kontrakt w czerwcu nie zostanie przedłużony, to na pewno jeszcze gdzieś będę próbował grać w piłkę, jeżeli tylko zdrowie pozwoli. Mam wielu kolegów, którzy są starsi ode mnie i zawsze mówią „Wiśnia, graj ile się da, bo później będzie Ci tego brakowało”.

Wydaje mi się, że czujesz silną więź ze Starogardem, Twoim rodzinnym miastem, bo mimo upływu lat nadal tutaj mieszkasz. Do Gdańska dojeżdżasz.

Czuję bardzo silną więź. Można powiedzieć, że jestem szczęściarzem, bo cały czas jestem w domu. Dojeżdżam na treningi. To już jest chyba przyzwyczajenie. Wiele osób mówiło mi, żebym zamieszkał w Gdańsku. Kiedy moi koledzy po treningu jedzą już sobie obiad z rodziną, ja jestem na autostradzie i do pokonania trochę kilometrów aby dojechać do domu. Ale się cieszę, że cały czas mogę mieszkać w moim rodzinnym mieście. Jestem dumny z tego, że bardzo dużo kibiców ze Starogardu jeździ na mecze Lechii.

Jak, ze swojej perspektywy, oceniasz starogardzką piłkę nożną?
Widziałem skrót ostatniego meczu KP z Gedanią. Przypominał trochę finał Ligi Mistrzów, gdy  Liverpool wygrał z AC Milan. Do przerwy 3:0, a po przerwie 3 bramki dali sobie strzelić, także na pewno emocje były. Muszę się wybrać na jakiś mecz, bo dawno już nie byłem na żadnym spotkaniu. Myślę, że wszyscy, w Starogardzie mają większe ambicje, tak by chociaż była dla naszego miasta trzecia liga.

Może, z udziałem Piotra Wiśniewskiego, będzie awans do III ligi?
Kto wie. Zobaczymy, jak to wszystko się wszystko potoczy w przyszłości.

Jaki mecz był w Twojej dotychczasowej karierze dla Ciebie najważniejszy? Który szczególnie utkwił Ci w pamięci?
Mecz z Arką Gdynia, który zagraliśmy w pierwszym sezonie po awansie do ekstraklasy. Chyba był to 2010 rok. Wygraliśmy 2:1. Strzeliłem pierwszą bramkę na 1:0, a byliśmy wtedy na przedostatnim miejscu. Pamiętam, że widmo spadku było blisko. Przeskoczyliśmy Arkę i już nie oddaliśmy tego miejsca.

Chyba szczególnie lubisz strzelać Arce?
Udało mi się jej strzelić dwie bramki, ale moją ulubiona pod tym względem drużyną jest Piast Gliwice, któremu w samej ekstraklasie strzeliłem 9 bramek.

Nie tak dawno z pierwszym zespołem trenował starogardzianin Oskar Paprzycki. Jak go oceniasz?
Bardzo pozytywnie. Myślę, że to solidny piłkarz, przed którym może się rysować ciekawa kariera. Kiedy był u nas na treningu, a ja nie mogłem uczestniczyć w zajęciach poprosiłem Sebastiana Milę, żeby się nim zaopiekował, bo to jest chłopak z mojego miasta. Później Oskar mówił, że wszystko było w porządku.

Czyli dbasz o swoich.
Tak. Trzeba.

Z niektórymi z obecnych piłkarzy Lechii, na przykład z Sebastianem Milą, miałeś styczność już wcześniej będąc blisko kadry narodowej prowadzonej przez Michała Globisza. Nie zakotwiczyłeś się w niej na dłużej i nie jechałeś na Mistrzostwa Europy. Czujesz z tego powodu niedosyt?
Pamiętam, że tego wzrostu trochę mi brakowało. Moi rówieśnicy byli ode mnie dużo wyżsi. Pamiętam sytuację, że na zgrupowaniu trener Globisz stał przy mnie i przy obiedzie kazał mi wszystko zjeść. Nie mogłem, ale musiałem. Mówił: „Jedz, żebyś urósł, a będzie z Ciebie dobry piłkarz”.

Czytałem po latach artykuł o Michale Globiszu, w którym stwierdzono, że uporczywie stawiał na piłkarzy z odpowiednimi warunkami fizycznymi. Może właśnie dlatego przepadłeś?
Nie mnie to oceniać. To trener Globisz mógłby powiedzieć, dlaczego tam nie zaistniałem, ale myślę, że się nie pomylił, bo jednak Mistrzostwo Europy zdobyli.

Jaki był najlepszy piłkarz, z którym grałeś w jednej drużynie? Kto wywarł na Tobie największe wrażenie?
Dużo było dobrych, uznanych piłkarzy. Jak się grało z nimi na boisku, to było widać ich klasę. Traore, czy Matsui to byli naprawdę wielcy piłkarze. Teraz na przykład jest Miloś Krasić, który jest przecież gwiazdą.

Jak gwiazda też się zachowuje?
Nie, nie. Kompletnie nie. Normalny człowiek, normalny kolega. Gdybym nie wiedział, w jakich grał klubach nigdy nie domyśliłbym się, że to gwiazda piłki nożnej. Na boisku widać, jakie ma umiejętności, ale na pewno nie gwiazdorzy, a miałby do tego prawo. Grał przecież w świetnych, solidnych klubach europejskich.

Z kim się w Lechii przyjaźnisz?
Bardzo bliski był mi Bączek. Niestety teraz go nie ma. Rafał Janicki, Sebastian Mila również. W sumie ze wszystkimi mam dobry kontakt i dobrze z nimi żyję.

Ostatnio w meczu z Termaliką strzelił wam gola wychowanek Beniaminka Starogard, a później gracz Lechii Bartek Smuczyński. Ta bramka chyba mocno bolała?
Rzeczywiście bolała, bo straciliśmy punkty i pierwsza ósemka nam się oddaliła. To młody chłopak i fajnie, że strzelił, tylko szkoda że akurat nam.

Wiele osób bardzo dobrze zna Piotra Wiśniewskiego jako piłkarza. Mało wiadomo o Tobie prywatnie. W jaki sposób najchętniej spędzasz czas wolny?
Jeżeli jest sezon wędkarski, to bardzo lubię jeździć na ryby. Mam swoje specjalne miejsca, ale nie powiem jakie (śmiech). Wędkarstwo to moje hobby. Bardzo lubię wstać o 4:00, 5:00, a punktualnie o godz. 6:00 zarzucić wędkę i posiedzieć sobie do wieczora. Lubię też kino. Bardzo się cieszę, że w końcu w Starogardzie mamy porządne kino, gdzie można pójść na dobry film.

Zawsze miałeś pecha związanego z kontuzjami. Jak teraz czujesz się pod względem fizycznym?
Nie jest źle. Wróciłem już do treningów. Wchodzę w coraz większe obciążenia. Myślę, że ostatnia kontuzja już mi minęła i teraz z dnia na dzień będę coraz silniejszy.

Twój tata też był bardzo utalentowanym piłkarzem.
Odziedziczyłem po nim talent. Pamiętam, że bardzo się cieszył, że gdy zacząłem grać w piłkę. Zawsze w sobotę i niedzielę zadawał jedno pytanie: „Ile bramek strzeliłeś?”. To była najważniejsza sprawa. Jeżeli nie było żadnego gola, tylko kiwał głową, ale przeważnie były.

W Internecie opublikowałem Twój pierwszy wywiad przed kamerą dla Starogardzkiej Telewizji Kablowej, kiedy stawiałeś pierwsze kroki na piłkarskim boisku. Wtedy chyba w ogóle nie zdawałeś sobie sprawy z tego, że osiągniesz sukces.

Nie. Kompletnie nie. Ten wywiad to fajne wspomnienie.

Masz syna i córkę. Dzieci przejawiają zainteresowanie piłką nożną?
Syn bardzo. W domu cały czas gra gumową piłką i mówi, że chce być piłkarzem. Chciałbym, żeby tak było, ale nic na siłę. Zdecyduje sam.

O czym marzy prawie 34-letni Piotr Wiśniewski?
Marzę, aby z Lechią zagrać w europejskich pucharach. Żeby ciężka praca, którą w klubie wszyscy wykonują przyniosła rezultaty w postaci pucharów. To byłoby spełnienie nie tylko moich marzeń, ale też naszych kibiców.

Miałeś marzenie, żeby w dorosłej piłce zagrać z orłem na piersi?

Twardo stąpam po ziemi i wiem jak dobrych piłkarzy w Polsce mamy. Szczerze mówiąc nigdy o tym nie myślałem. Jeżeli napastnik dostaje się do kadry, musi mieć naprawdę sporo bramek na koncie, dużo asyst. Największa ilość goli, jaką strzeliłem to 6 w sezonie. Nie jest to zły wynik. Asyst też trafiało mi się dużo. Myślę jednak, że aby zagrać w kadrze trzeba mieć lepsze statystyki.

Zawsze wyróżniałeś się umiejętnościami technicznymi i chyba nie miałeś powodów czuć się gorszym od zawodników w ekstraklasie.

Dużo osób mówiło mi, że mam takie zdolności. Zawsze starałem się grać najlepiej jak potrafiłem. Chciałem pokazać się na tyle dobrze, żeby kibice mnie zapamiętali i dobrze o mnie mówili.

Na pewno o Tobie pamiętają i dobrze mówią. Niektórzy twierdzą, że jeśli chodzi o nasze miasto mógłbyś powalczyć o drugie miejsce w rankingu najlepszych piłkarzy w historii Starogardu (zaraz po Kazimierzu Deynie) z Markiem Ługowskim. Zdajesz sobie sprawę, że jesteś naprawdę ważną postacią w historii starogardzkiej piłki?
Zdaję sobie sprawę z tego, że w ekstraklasie nie grało wielu chłopaków ze Starogardu. Marka Ługowskiego znam bardzo dobrze. To mój sąsiad. Ostatnio był u nas w klubie i mieliśmy okazję porozmawiać. Obaj graliśmy dla Lechii i moim marzeniem jest, aby jak najwięcej chłopaków z naszego miasta miało okazję zagrać kiedyś w Lechii. Na pewno zawsze mogliby liczyć na moje wsparcie.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
SportWiadomości
Komentarze

Dodaj komentarz

*

*

POWIĄZANY

  • Grali dla mistrza

    Jak co roku w przed ostatni weekend sierpnia pasjonaci tenisa zjechali się do Starogardu Gdańskiego, aby wziąć udział w XXVIII Międzynarodowym Turnieju Tenisa Stołowego im. Andrzeja Grubby. Blisko 70...
  • Przejęli ponad 3 kilogramy narkotyków

    Kryminalni ze Starogardu Gdańskiego realizując czynności w sprawie narkotykowej, zabezpieczyli ponad 3 kilogramy środków odurzających. Funkcjonariusze zatrzymali również 38-letniego mieszkańca Kociewia, do którego należały zabronione w Polsce środki. Podjęta...
  • Najlepsze maturzystki

    Martyna Buda, Maria Jankowska i Paulina Kowalska to najlepsze tegoroczne maturzystki w Starogardzie Gdańskim. W dowód uznania za rewelacyjne wyniki egzaminu dojrzałości Rada Miasta przyznała im nagrody pieniężne. Maturzystki...
  • Powstanie pisany pomnik starogardzkiego futbolu

    Historia starogardzkiej piłki nożnej jest bardzo bogata, obfitująca w szereg sukcesów. Największa postacią jest niewątpliwie Kazimierz Deyna, jednak w historii tej dyscypliny sportu ważne role odgrywali także inni piłkarze,...