Po stracie bliskiej osoby odczuwamy ogromny ból, rozpacz i pustkę, w której jesteśmy zupełnie zagubieni. Większość z nas nie wie jak poradzić sobie z emocjonalnym cierpieniem. W ubiegłym roku w Warszawie powstało miejsce będące formą wsparcia dla osób w żałobie, które z różnych względów nie miały możliwości pożegnania się ze swoimi bliskimi. Jest nim „telefon na wietrze”, czyli specjalna budka telefoniczna pozwalająca osobom pogrążonym w żałobie „porozmawiać” ze zmarłymi, pożegnać się bądź powiedzieć to, czego nie zdążyli za ich życia. Dla starogardzianki Anny Frydrychowskiej miejsce to ma szczególne znaczenie, gdyż najistotniejszym jego elementem jest żółty telefon, który przez kilkadziesiąt lat znajdował się w jej rodzinnym domu.
Pomysł stworzenia „wietrznego telefonu” zrodził się w Japonii. Miał pomóc porozmawiać z tymi, których już odeszli. Po śmierci kuzyna Itaru Sasakiemu brakowało długich telefonicznych rozmów. W budce telefonicznej, która zdobiła jego ogród wstawił stary telefon z tarczą z wiszącym luźno kablem. Podnosił słuchawkę i odbywał z kuzynem długie rozmowy wierząc, że słowa niesie wiatr. Po trzęsieniu ziemi i tsunami w Japonii w 2011 roku, w którym zginęło ponad osiemnaście tysięcy ludzi, dziesiątki tysięcy zostało pogrążonych w żałobie. Nie zdążyli się pożegnać ze swoimi bliskimi. To wtedy Itaru Sasaki udostępnił „telefon na wietrze” dla wszystkich, którzy potrzebowali dokończyć niedokończone rozmowy i wypowiedzieć niewypowiedziane słowa. Odwiedziło go ponad 10 tys. osób. Podnosząc słuchawkę zaczynali rozmowę, ale czasem milczeli. Wypowiadali wszystko to, co leżało im na sercu, tym samym żegnając się z bliskimi.
Pomysł ten do Polski sprowadziła znana pisarka i dziennikarka Katarzyna Boni, która skontaktowała się z Itaru Sasakim, a ten zgodził się, aby „wietrzny telefon” powstał w Warszawie. Na informację na temat tego pomysłu natrafiła starogardzka psycholog Anna Frydrychowska, która zajmuje się m.in. wsparciem w żałobie. – Pamiętam ten dzień, byłam bardzo zmęczona, ale cały czas coś mi mówiło, żeby napisać do Katarzyny Boni, że chcę przekazać nasz rodzinny telefon. Stacjonarny, taki, jaki stał kiedyś u każdego w domu. Ma konkretną historię i od zawsze był w naszym domu. Pamiętam najtrudniejszą dla mnie sytuację w życiu, kiedy dowiedzieliśmy się, że mój brat Rafał nie żyje, a trzeba było poinformować rodzinę i znajomych. Nie było Facebooka, nie wrzucało się klepsydry na forum, tylko trzeba było do każdego zadzwonić. Pamiętam do dzisiaj ten moment, to było dla mnie jak roztrzaskanie się szyb w samochodzie i to wszystkich naraz. Tata siedział i dzwonił już chyba do dwudziestej którejś osoby, że Rafał nie żyje. Zawsze był ten sam schemat: co się stało, bo 28 lat, więc młody, zdrowy, uśmiechnięty i ten schemat się powtarzał, co, jak i w jaki sposób. Za którymś razem tata schował twarz w dłonie i zaczął szlochać jak małe dziecko, widziałam bezradność. Stałam metr dalej przy tym telefonie i nie mogłam zrobić nic. To jest właśnie ta samotność, której nie można dotknąć. Są pewne miejsca w naszej duszy, do których nikt nie ma dostępu i nie można się nawet zbliżyć. Wiedziałam, że nic nie mogę zrobić, a oddałabym serce, żeby mu pomóc, żeby mu ułatwić, żeby mu odjąć ten ból. Po śmierci mojej siostry ja przejęłam tę rolę, co prawda nie z tego telefonu, lecz z komórki. Ale wiedziałam, że to jest już moja rola, żeby zadzwonić do najbliższych – wspomina Anna Frydrychowska.
Żółty telefon rodziny Frydrychowskich miał dla Ani symboliczne znaczenie. Zabrała go na studia, gdzie stał niepodłączony w jej pokoju. Kiedy przechodziła trudne chwile podnosiła słuchawkę i „rozmawiała z najbliższymi”. Wówczas nie wiedziała o historii „telefonu na wietrze”. – Kiedy dowiedziałam się, że „telefon na wietrze” ma powstać w Warszawie pomyślałam sobie o naszym telefonie. To było rok po śmierci mojej siostry Moniki. Pomyślałam, żeby nadać sens, nie zwariować i coś dobrego z tej historii wycisnąć dla innych, skoro u nas już coś takiego się wydarzyło. Napisałam do Katarzyny Boni i okazało się, że w momencie kiedy do niej napisałam stwierdziła, że skoro jest taki odzew to fajnie by było, jakby ten telefon miał swoją konkretną historię. Tak się złożyło, że nawiązałyśmy kontakt no i ten telefon pojechał w końcu do Warszawy – mówi Anna Frydrychowska.
„Telefon na wietrze” stanął w Warszawie na osiedlu Jazdów, obok ambasady francuskiej, blisko Sejmu. W przepięknym otoczeniu, a jednocześnie w centrum więc jest dostępny dla każdego i o każdej porze. Jego otwarcie odbyło się 14 maja 2022 roku.
– Miałam ogromne szczęście, gdyż miałam mieć operację, którą odwołano. Moja kuzynka zawiozła mnie do Warszawy na otwarcie „telefonu na wietrze” w dniu moich czterdziestych urodzin, czyli 14 maja, co było też zbiegiem okoliczności. Uważam, że dostałam prezent z zaświatów od siostry i brata, ale najbardziej cieszę się, iż mogłam ten symboliczny prezent dać innym, bo to jest tylko symbol – mówi Ania Frydrychowska, która wspomina ceremonię otwarcia.
– Telefon został wprowadzony do budki poprzez taniec butoh. Przyszło bardzo wielu ludzi. Była Ania Franczak z Instytutu Dobrej Śmierci, który jako pierwszy w Polsce temu patronuje. Obok żółtego telefonu znajduje się biała księga, w której na pierwszej stronie opisana jest historia „telefonu na wietrze” z Japonii, a drugą jest historia żółtego telefonu, żeby ludzie wiedzieli, że ma swoją historię, a nie jest to tylko plastik. Księga została bardzo szybko zapełniona różnymi wpisami… i to nie tylko po polsku.
Katarzyna Boni pisze o „telefonie na wietrze” tak: „…żółty telefon, przedmiot z historią pełną miłości we wszystkich jej odsłonach, służy dziś Wam do rozmów z tymi, których najbardziej brakuje. Jak przypomina Ania: zniszczenie ciała nie powoduje zniszczenia Miłości”. I to jest idealna puenta historii żółtego telefonu, która toczy się dalej.”
Anna Frydrychowska założyła na Facebooku stronę poświęconą wsparciu w żałobie i w obliczu spodziewanej śmierci pod nazwą „Fraktal – Anna Frydrychowska – Wsparcie w żałobie”. Poza tym przy wsparciu Doroty Bury pracuje nad planem działania, aby stworzyć w Starogardzie takie miejsce, gdzie będzie można z otwartością podejść do tematu śmierci.